środa, 28 września 2011

Le cinema français

Kto bedac dzieckiem nie mial swojej "bazy", takiego, wydawoloby sie, zabronionego miejsca zywcem wyjetego ze swiata doroslych. Przegapiona godzina powrotu do domu sprawiala, ze na plecach wyrastaly skrzydla, a droga byla pokonywana w takim czasie, ze niejeden biegacz by sie go nie powstydzil. Do obozu wroga wchodzilo sie cichaczek, kradlo wazne totemy i niszczylo co ladniejsze. Teraz trzeba bylo przygotowac sie na odwet. Nikt sie jednak nie bal, a tych co drzeli stawialo sie na czatach. Na pierwszej lini byli Ci najodwazniejsi i wodz!
Zabawe w podchody pamietam do dzis i to bicie serca kiedy kroki szukajacych byly coraz blizej. Najlepiej sie gralo po ciemku. Chlopaki lubili straszyc dziewczyny, ale my sie nie dawalysmy! Miniaturowe Amazonki.
Nigdzie czas tak szybko nie uplywal jak u mojej babci na wsi. Sady, pola, rzeka wszystko to bylo naszym placem zabaw! Przypomnialam sobie ten smak dziecinstwa ogladajac nowy film Yann Samuell'a tworcy "Jeux d'enfants" - "La Guerre de Boutons". Akcja filmu rozgrywa sie w latach szescdziesiatych. Bohaterami sa dwa obozy chlopcow z sasiadujacych wiosek. Walka toczy sie od pokolen, a mysla przewodnia sa... guziki! Gdy jeniec zostaje pojmany, nie obejdzie sie bez pozbawienia go guzikow, wtedy to dopiero, schanbiony, moze wrocic do siebie. Najbardziej urzekla mnie rola najmlodszego wojownika Tigibus'a, ktory swoimi dialogami i urokiem osobistym 6ciolatka, rozkladal mnie na lopatki.
Film powstal na podstawie ksiazki Louis Pergaud'a i jest remakem filmu o tym samym tytule z 1962 roku. Co ciekawe procz Samuell'a o ekranizacje pokusil sie tez tworca "Pana od muzyki" - Christophe Barratier, nadajac jej tytul "La nouvelle guerre des boutons". To chyba pierwsza taka sytuacja w historii kina (przynajlniej o ktorej ja slyszalam) zeby dwa filmy o takim samem temacie mialy swoja premiere w przeciagu tygodnia.

Jesli chodzi o wrazenia po obejrzeniu filmu. Za duzo "romansu", a za malo guzikow! Filmowi brakowalo ciaglasci, skupienia sie na temacie z powodu ciagniecia kilku watkow co, wg mnie, nie pasuje do tego rodzaju produkcji. Za to dzieciaki grajace glowne role daly rade! Widac bylo naturalnosc w tym jak graly, pewnie dlatego, ze w wiekszosci spedzaly czas na zabawie. Teraz chcialabym dla porownania obejrzec druga wojne guzikowa i jej pierwowzor z lat szescdziesiatych.




Nie ukrywam, ze ten drugi film chce obejrzec ze wzgledu na slabosc do G. Canet... ;)






1 komentarz:

  1. Mile wspomnienie, chociaz filmu akurat nie znam. Dla mnie guziki to Akademia pana Kleksa. Ostatnio na vide greniere zrobilam zdjecie guzikom wlasnie.
    A prochaine fois.

    OdpowiedzUsuń