Podejscie mojego Pe do tematu Polski jest dosc przedrzezniajace. Czasem mam wrazenie, ze jak na zlosc moj kraj nie chce sie pokazac z dobrej strony. Przyklad: ostatnio jedziemy do Polski, dojezdzajac do granicy polsko-niemieckiej dziwimy sie, ze w Frankfurcie, w piatakowy wieczor cisza, przejezdzamy przez most za ktorym widzimy prowadzacych sie pod ramie podchmielonych panow. Pe sie smieje "welcome in Poland". Tak! Chociaz bawic sie potrafimy, a co! Dalej droga prowadzi przez wioske na rowerze jakis pan z butelka w reku malo nam na maske nie wpadl. Pe wysyla mi spojrzenie. W moim miescie, Lodzi, nie jest o wiele lepiej. Ciagle rozkopane drogi, zaniedbane budynki. No i jeszcze ten nieszczesny jezyk polski gdzie Pe rwie sobie wlosy z glowy jak staram sie mu wytlumaczyc roznice miedzy chodzic/przychodzic/zachodzic/wedrowac/isc/przechadzac sie ech... nie mowiac o przypadkach, ktore sa przeciez takie oczywiste ;)
Staram sie go jakos zainteresowac Polska poprzez kulture. Muzyka - nie przechodzi, z filmow to raczej klasyki: Kieslowski, Wajda, Polanski. Ksiazki! Znalazlam Kapuscinskiego, ktory byl przetlumaczony na francuski. Punkt dla Polski, spodobal sie. I wreszcie znalazlam ksiazke, ktora okazala sie dla mnie strzalem w dziesiatke, zeby przyblizyc mu nasza historie i pokazac, ze w przeszlosci z Polska i Polakami Europa sie liczyla! (chwila na odrobine patriotyzmu z wypchnieta piersia ;)) James Michener, bo tak sie nazywal Amerykanin, ktorego tak zaciekawil nasz kraj, ze postanowil napisac sage rodzinna, ktorej historia rozgrywala sie na przestrzeni wiekow. Od najazdu monglowow w 1241r do strajkow robotnikow w 1981r. Wielkie tomiszcze pozarlam w dwa tygodnie. Wszystkie wydarzenia znam jeszcze z lekcji historii, ale bylo dla mnie ciekawostka jak Amerykanin staral sie odtworzyc i zrozumiec relacje miedzy chlopami, wlasicielami ziemskimi i magnatami. Skupil sie na zmianach jakie zachodzily nie tylko w systemie politycznym, ale rowniez w mentalnosci kazdej z tych warstw. Gdzie chlop, ktory na poczatku byl cieniem swojego pana, zaczynal mowic "nie". Najciekawsze byly dla mnie opisy rodzin magnackich i ich ozenkow przez co zaczelam bardziej interesowac sie tym tematem. Ksiazke czyta sie dosc lekko, ladne opisy walk, gorzej z momentami fikcyjnymi m.in. milosnymi historiami, ktore szybko omiatalam wzorkiem. Nie jest to ksiazka historyczna, ale daje pewien wglad w fakty, a dalej nic tylko kopac i zglebiac.
"Polske" znalazlam, przetlumaczona na francuski, w Furet du Nord. Ucieszona ze znaleziska przybieglam do Pe z "prezentem", "taka gruba? przeczytam". Jeszcze nie przeczytal. Za to moja nie-tesciowa ujrzawszy ja stwierdzila, ze koniecznie musi ja miec. Z niej tez pozeraczka ksiazek, a najbardziej sie cieszy jak podrzucam jej cos polskiego. Jak narazie czytala Gombrowicza i bardzo jej siespodobal. Zobaczymy co powie o "Polsce".
Od wrzesnia Pe zamierza zapisac sie na kurs polskiego, juz sobie to zyobrazam ;)