wtorek, 31 stycznia 2012

Kuchnia francuska - petit dejeuner

Kuchnia francuska jest jedna z moich ulubionych, uwielbiam te dlugasne nazwy w menu, brzmiace bardzo wytwornie, malutkie drobiazdzki na talerzu, tworzace barwne kompozycje, ktore na poczatku sprawialy, ze z restauracji wychodzilam glodna. W restaurant gastronomique moge nacieszyc tylko oczy, nigdy z takiego miejsca nie wyszlam naprawde najedzona, wszytko smakowalo, pieknie wygladalo, ale zostawal pewien niedosyt. Moja mama zawsze uwazala, ze aby byc najedzonym trzeba zjesc talerz pelen ziemniakow, schaboszczaka i tone surowki! Ja zawsze jadlam jak ptaszek, ale chyba cos z jej propagandy zostalo w podswiadomosci. To mi przypomina moja pierwsza kawe we Francji, na ktora wybralysmy sie z moja przyjaciolka. Przyzwyczajone do wielgasnych kubasow z Coffe Haven, W Biegu czy innych, dostalysmy raptem pol filizanki czarnej cieczy... I jak tu uskuteczniac ploty przy kawie??

Kuchnia francuska, temat rzeka, boeuf bourguignon, fois gras, bavette, blanquette de veau, coq au vin i wiele wiele innych owianych slawa potraw. Tak naprawde to jest jak z naszym rosolem, pierogami czy schabowym, u kazdego smakuje inaczej, kazdy ma sekret na "swoj smak". Jako, ze uwielbiam gotowac postanowilam rozszyfrowac kuchnie francuska. Zbieram przepisy od kogo popadnie, nie-tesciowa zdradza mi swoje sekrety, kupuje Cuisine Actuelle, przegladam internet. I tak moim pierwszym przepisem na lamach bloga bedzie:


Oeuf Cocottes,
czyli jajka w kokilkach, podst. przepis tutaj

Na 2 osoby

- 2 wieksze jajka, najlepiej z hodowli na swiezym powietrzu 
- sol, pieprz, galka muszkatolowa
- parmezan (albo gruyer czy inny ser)
- smietana
- szczypiorek


Na dno kokilek wkladamy starty parmezan, galke muszkatolowa i czesc szczypiorku, delikatnie wbijamy jajko, zeby zoltko sie nie rozlalo, dookola zoltka wlewamy kilka kleksow smietany, psypujemy parmezanem, sola, pieprzem i szczypiorkiem. Wkladamy do rozgrzanego do 180° piekarnika, i pieczemy przez 10-12 min w bain marie. Jesc z tostami, pocietymi na paski, maczajac w jajku. Jest wiele wariacji, z bekonem, szparagami, grzybami itd. Uwazam, ze jest to swietny pomysl na weekendowe sniadanie.


Photobucket


Bon appétit

niedziela, 22 stycznia 2012

"Je suis prisonnier des nuages..."

Uwielbiam moja francuska rodzine za to, ze dziela sie ze mna tym co najlepsze, jesli chodzi o Francje i kulture francuska. Moja milosc do Francji zawdzieczam nieziemskiej Edith Piaf, to na jej piosenkach uczylam sie francuskiego. Chlone wszystko co dzialo sie w XX wieku. Muzyka, kino, literatura. Wielu znajomych jest zdziwionych, ze jako obcokrajowiec potrafie spiewac z nimi stare kawalki, albo odpowiadac tekstami ze starych filmow. Nie-tesciowa czesto wyjmuje jakies stare plyty i mi puszcza, jako nauczycielka francuskiego opowiada mi tez duzo o literaturze, Pe zarazil mnie miloscia do rugby, francuskiego kina i bardow muzyki francuskiej, nie-tesc jest archeologiem wiec opowiada mi duzo o architekturze i historii zarowno Francji jak i krajow sasiadujacych. Nic tylko czerpac pelnymi garsciami z ich wiedzy.

O muzyce moglabym pisac i pisac. Piosenka francuska przenosi mnie zawsze w inny swiat, brukowane uliczki, stukoty konskich kopyt, bohema, eleganckie damy i szarmanccy panowie, ale rowniez sa tam brudne rynsztoki czy smiejace sie dziwki w tawernach zabawiajace pijaczkow. I akordeon i gitara! George Brassens, Jacques Brel, Edith Piaf, Juliette Greco, Charles Aznauvar, Serge Gainsbourg, Maurice Chevalier i inni. Wczoraj bylam na przedstawienu, gdzie rubensowskich ksztaltow madame podzielila sie z nami interpretacja, nowego dla mnie, piosenkarza, - Claude Nougaro. Bylam oczarowana, zwlaszcza, nazwijmy to poematem "Plume d'ange", czyli "Anielskie pioro". Znajacym francuski polecam zapoznanie sie z tekstem bo jest przepiekny, z mnostwem interesujacych metafor. 


"- Je ne suis pas un homme.
- Vous n'êtes pas un homme ?
- Nullement, je suis un noyer.
- Vous êtes noyé ?
- Non. Je suis un noyer. L'arbre. Je suis un arbre. "

Czesc jego utworow jest spiewanych, utrzymanych w jazzowym klimacie, a czesc mowionych, jak ten powyzej. Dopiero zaczelam zapoznawac sie z jego tekstami, a juz niektore linijki utkwily w mojej glowie. Tak jest z dosc znana piosenka "Tu verras".





Bardzo zaluje, ze nie urodzilam sie jakies 20-30 lat wczesniej. Zaluje, ze nie moge na zywo posluchac zarowno jego jak i pozostalych. Pozostaja mi ekstrakty z koncertow na youtubie i nagrania... Przy okazji chcialabym zapalic wirtualna znicz za Irene Jarocka. Kolejna piekna dusza odeszla. 

czwartek, 19 stycznia 2012

Cap ou pas cap!

Dla wielu ten film jest kolejna opowiastka o milosci. Nie jest to wielka produkcja amerykanska, wtedy gdy ogladalam go po raz pierwszy, aktorzy byli dla mnie kompletnie nieznani. Jednak jest w tym filmie cos, ze ogladam go zawsze jak mnie dopada chandra, jak mam ochote na cos, co pozwoli mi sie pozbyc zlych emocji i da odpoczac. Historia sama w sobie nie jest czyms odkrywczym. Para dzieciakow, Zosia Kowalski - pochodzaca z polskiej rodziny i Julien z duza wyobraznia. Poznaja sie majac moze po 10  lat, przyjazn z czasem rozwija sie w cos wiecej, co bylo tez do przewidzenia. Konca nie zdradzam, ale myslac o prawdziwej milosci zawsze mam go przed oczami... 

No i muzyka, ach muzyka... moja ukochana piosenka "La vie en rose" we wszelakich mozliwych wersjach. 

I tak ZAZIE



LOUIS ARMSTRONG (az mnie ciary przechodza slyszac jego glosisko!)



DONNA SUMMER - czyli la vie en rose a la disco pop



TRIO ESPERANçA - brazylijsko, ale bez rytmow samby, za to z cudnym wokalem





Co do aktorow, to dzieki temu filmowi odkrylam Guillaume'a Canet (milo bylo popatrzec ;)) i Marion Cotillard, ktorej urody jestem fanka i za ktora trzymam kciuki aby Hollywood jej do glowy nie uderzylo. 

Cap ou pas cap! - u nas byloby to chyba szczerosc czy odwaga. Co jest w stanie zrobic dziecko, aby uciec od przytlaczajacej rzecywistosci, co jest w stanie zrobic dwoje dzieci, aby uciec od przytlaczajacej rzeczywistosci i przy okazji dobrze sie bawic, tworzac przy tym swoj wlasny swiat. Bedac doroslym wyobraznia zanika, zabawa wydaje sie niedorzeczna, a znajomosci z dziecinstwa to przeszlosc. Otoz nie... ;)

Ogladajac ten film nie ma co sie nastawiac na niezwykle ambitne kino, raczej na bajke, ktora serwuje nam rezyser, bajke, w ktora bezpardonowo wdziera sie rzeczywistosc. 

Jak zwykle zawiodlo mnie polskie tlumaczenie banalne i kojarzace sie z amerykanskimi komediami romantycznymi - "Milosc na zadanie", w oryginale "Jeux d'enfants". Nie wiem kto zajmuje sie tlumaczeniami tytulow, ale apeluje o zmiane ekipy!!

sobota, 14 stycznia 2012

2 days in Vienna.

Juz nie z Wiednia, ale ze skapanego sloncem Lazurowego. Niestety nie doczekalam sie sniegu tej zimy. Zawiodla mnie polska pogoda, na swieta nawet platka nie bylo... Na szczescie Swiety Mike dotarl do wszystkich bez problemu. 

Tym razem droga z Polski do Francji dluzyla sie nam niemilosiernie. Uratowaly nas te dwa dni w Wiedniu gdzie moglismy sie troszke odprezyc. Chociaz ze mna to zadna przyjemnosc byc w nowym miejscu. Zaraz po przyjezdzie, kiedy Pe drzemal sobie w najlepsze, ja przygotowywalam plan "co, jak, gdzie i kiedy". Duzo z tego nie wyszlo, bo pogoda byla raczej pod psem, ale ciesze sie bardzo, ze zobaczylismy Schönbrunn Palace, piekna starowke i i sprobowalismy wiedenskiego jedzenia. Z tym ostatnim nie bylo najprosciej. Wszedzie pizze, kebaby, wloskie knajpki. Jedyna restauracja, ktora wydawala nam sie godna uwagi odstraszala dlugimi kolejkami ludzi, czekajacymi na "swoje 5 min", nazywa sie Figlmüller. Tym razem nie bylismy w stanie czekac, za mokro i za glodno. Przy nastepnej wizycie z ciekawosci napewno tam wpadniemy, ale tym razem, z czystego lenistwa, zarezerwujemy stolik ;) Nastepnym razem wezmiemy ze soba jakis przewodnik, bo ten ktory kupilam dzien przed wyjazdem zaginal w magiczny sposob w samochodzie... Moze z tego tez wynikala nasza dezorientacja w terenie ;)

Co do Wiednia, styczen to nienajlepszy okres do zwiedzan. Ogrody Sissi, badylki, podmarzniete trawki, ogolocone drzewa, nic do zachwycania sie. Wszedzie roboty, renowcje, halasy. Widzialam zdjecia Wiednia wiosna i napewno wybierzemy sie tam jeszcze w tym okresie! Wiedenczycy, byli tacy jakich sobie wyobrazalam... powazni, z groznymi minami. Przechodzenie na czerwonym swietle, co jest na porzadku dziennym na Lazurowym - Bron Boze!! zaraz jakis Herren z oddali trabi, ale ludzie patrza jak na turisten (kim tez bylismy notabene ;)). Porownojac do sasiadujacymi z Austria Wlochami, temperament lodu. Uwielbiam obserwowac ludzi, zwlaszcza w ich wlasnych krajach. Jacy sa w metrze, na ulicy, w restauracji. Jak reaguja na obcokrajowcow. To zadziwiajace jak potrafia sie roznic, ze wzgledu na granice w jakich zyja.

Kilka migawek

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket
Cmentarzysko spiacych krzakow


Photobucket

Photobucket
Pan Mozart i jego czekoladki


Photobucket

Photobucket
Jaka szkoda, ze tak piekny budynek zostal przejety przez McDonald's...

środa, 4 stycznia 2012

Wiedenskie poczatki

  Pierwszy post w Nowym Roku. Sylwester byl w Lublinie. Wizyta u dawno nie widzianej kolezanki, z ktora pracowalam w Alpach, okazala sie lepsza niz myslalam. Powspominalysmy, posmialysmy sie, w sumie sylwester dla nas trwal 3 dni ;) Lublin jest piekny, zycie nocne duzo lepsze niz w mojej rodzimej Lodzi. Przy okazji zwiedzilismy tez Kazimierz Dolny. Bardzo sie cieszylam, ze moge mojemu Pe pokazac wreszcie cos wiecej niz Lodz, za ktora, notabene, nie przepada.
  Po calonocnej jezdzie samochodem, kolo poludnia dotarlismy do Wiednia. Juz od dluzszego czasu korcilo mnie, zeby tu sie zatrzymac na troche. Dalam Pe chwile odsapnac i ruszylismy zwiedzac. W sumie to zwiedzanie skonczylo sie na szukaniu knajpki z czyms dobrym do zjedzenia, umieralismy z glodu! Czesto nie mozemy sie zdecydowac na miejsce i co chcemy jesc, tak ze w rezultacie szukanie zajmuje nam ok 1-2 godziny. Wreszcie dotarlismy do austriackiej restauracji, gdzie wciaz panowala swieteczna atmosfera. Sznycel dla Pe, dla mnie grillowany dorad a na deser sprobowalam slawnego tortu Saszera. Po obiedzie bylismy padnieci. Zmeczenie po podrozy i przyjemne ciepelko w brzuszkach przyspieszylo nasz powrot do hostelu. Jutro czeka na dlugi i ciekawy dzien. Najbardziej nie moge sie doczekac  Schönbrunn Palace i wystawy fotografii Henri Cartier Bressona w Kunst Hause Wien! Zatem czas do lozka :)